Gdzieś tam w zakątkach pałacu kręcili film, coś a la lata 20-30, ale już nic więcej się nie dowiedzieliśmy, bo moja szanowna druga połowa wlazła w kadr podczas kręcenia sceny zapytać się o toaletę i jak już się zorientowała co narobiła, gdy pan reżyser wrzasnął ''cut'' , to szybko musieliśmy spierniczać przed zlinczowaniem.
O 14-stej wybraliśmy się na rejs po Bosforze. Oczywiście cena na wejściu 20 € więc po zrobieniu wielkich oczu i pytaniu ''is it joke?'', oraz krótkich negocjacjach stanęło na 20-stu lirach, czyli dokładnie 3 razy mniej, bo w kantorach wymienialiśmy 1€/3TRY.
Pałac Dolmabahce widziany z wody
Meczet pod mostem?
:shock:
Myślałem, że to w Gdańsku przejście tunelem jest zapchane na maksa. Myliłem się.
:shock:
8 maja skoro świt ruszamy ze Stambułu do oddalonego o około 1000 km Giresunu (starożytnego Cerasus, skąd rzymski wódz Lukullus przywiózł do Europy pierwsze sadzonki czereśni). Niestety jeszcze przed wyjazdem okazało się, że urwało się cięgno wycieraczek i padającego deszczu nie ma co zgarniać. Szybkie rozebranie osłon i doraźna naprawa polegająca na wybiciu śrubokrętem i młotkiem dziury i połączeniu elementów zwykła śrubką pomogło ( przyznam się, że prawie dwa miesiące po powrocie nadal to działa, a skoro nie widać różnicy to po co przepłacać, jak mówiła pewna reklama proszku do prania
:lol:
:lol:
:lol: ) Po dwudziestu kilometrach jazdy wywaliło wodę z chłodnicy. Po kilkukrotnym dolewaniu diagnoza padła na termostat. Odkręciłem obudowę i go wyrzuciłem, niestety przy okazji wysypała się też uszczelka. Skręciłem prowizorycznie i ruszyliśmy do najbliższego miasta, gdzie zajechałem pod sklep budowlany, pokazałem gościowi cieknącą obudowę termostatu i powiedziałem ''silikon''. Załapał od razu i za kilka lir miałem całą nowiutką tubę żaroodpornego silikonu. Po uszczelnieniu i odczekaniu aż silikon złapie ruszyliśmy dalej. W planach mieliśmy zwiedzanie Amasyi a w niej grobowców pontyjskich, muzeum etno i domów osmańskich, ale z powodu dość obfitych opadów pojeździliśmy tylko z godzinkę po mieście, stając tylko w co poniektórych, ciekawych miejscach dosłownie na chwilę .
Po tych perypetiach zajechaliśmy do Giresunu już po zmierzchu. Obstalowaliśmy się w pokoju i poszliśmy coś zjeść, A miasto oferowało tego wiele. Wybraliśmy taką regionalną jadłodajnię z set menu za 10-15 lir i nie zawiedliśmy się. Usiedliśmy na pięterku z widokiem na deptak. A oto co nam zaserwowano:
9 maja, kierunek Mestia. Po drodze postanowiliśmy zahaczyć o Monastyr Sumela. Przepiękne miejsce. Tylko 2 godziny drogi z Giresunu i 40 min z Trabzonu w kierunku Macki. Dodam, że autem można wjechać na parking prawie pod sam monastyr (bezpłatnie) , co też uczyniliśmy. Pod monastyrem byliśmy kilka minut przed 9-tą, więc musieliśmy chwilę poczekać do otwarcia.
G R U Z J A
Po pobieżnej kontroli na przejściu granicznym Sarp jesteśmy w końcu w Gruzji i od razu widać różnicę. Po tureckich drogach gdzie Turcy cięli 120 km/h ( spróbuj jechać wolniej), nagle dziury, braki w asfalcie po kilkaset metrów, konie, krowy świnie i co tam jeszcze Pan Bóg (oprócz nagich kobiet) stworzył. A Gruzini za kierownicą to jeszcze większe ''hardkory'' niż owiani legendą Turcy. W końcu żona zobaczyła, że są tacy co jeżdżą jeszcze '''lepiej'''
8-) niż ja. Prędkość podróżna spadła trzykrotnie. Od samej granicy do Batumi same prawie kantory, autohandle, stacje benzynowe i LPG. Wymienić walutę najlepiej już kilkanaście kilometrów za granicą, a przed samym Batumi. Cena LPG to 1,5 GEL, a benzyny 1,7-2 GEL, tak więc rozumiem dlaczego Gruzinom nie opłaca się jazda na gaz. Korzystając z okazji zalałem pełen bak benzyny. W końcu nieczęsto się zdarza wacha po 3zł. Przejeżdżając przez Batumi stwierdziliśmy, że nie jest one warte oglądania, więc pojechaliśmy dalej.
Do Zugdidi drogi były jeszcze znośne. Potem zaczęła się jazda. Dobrze, że jechaliśmy po ciemku, bo dopiero jak wracaliśmy z Mestii w dzień, zobaczyliśmy te osuwiska, wąskie przejazdy, stromizny i lawiny kamieni i błota, które zeszły kilka dni wcześniej. Jadąc do Mestii, gdy nawigacja pokazała 30 km do celu, zadzwonił właściciel pensjonatu, z zapytaniem czy przygotować kolację ( TAK, i czaczę też) i ile nam jeszcze zostało. Ja mu na to, że 30 km i za 20-30 min będę. On na to, że to jeszcze godzina. Pomyślałem sobie co, ja nie dam rady?
:roll: Nie dałem.
:o
Po wypasionej kolacji i kilku głębszych poszliśmy jeszcze na mały spacerek.
A rano taaaaaakie widoki.
Jeszcze widok z okna, śniadanko zapowiedziane na 9-tą. Świeżo upieczone buły z nadzieniem twarogowym, ziemniakami, cebulą i innymi cudami, jajka z pomarańczowym żółtkiem, świeżo ubite masło, jogurt i .... coś tam jeszcze.... po prostu odpłynąłem. Przypomniały mi się wakacje z dzieciństwa u babci na Lubelszczyźnie. I jazda w ''miasto''
Część edukacyjna czyli Muzeum Ziemi Swaneckiej, otwarte od 10-tej. Cena kilka lari, warto było.
Ponad tysiącletnie zapiski w księgach...
Zwojach...
I na listewkach z drewna
Oraz broń, zbroje, monety i wiele innych.
Droga na Uszguli przez pierwsze 15 km w bardzo dobrym stanie. Dalej nie jechaliśmy, ponieważ nie mieliśmy tego w planach i mieliśmy jeszcze tego dnia dotrzeć do Kutaisi, a po drodze jeszcze kilka atrakcji
marcino123 napisał:niezły trip. więcej opisu do fotek wrzuć
:PTrochę z czasem krucho, najpierw fotki wrzuciłem, teraz powoli zabieram się za opisywanie. Niestety idzie jak krew z nosa. Ale koniec końców będzie i opis.
:D
Myślę, że wobec aktualnej sytuacji w tamtych rejonach relacja staje się mało przydatna.Poza tym jest tylyyyye materiału do przejrzenia i obrobienia i do tego brak czasu. Może jeszcze mnie coś natchnie.
-- 08 Lip 2015 22:09 --
Gdzieś tam w zakątkach pałacu kręcili film, coś a la lata 20-30, ale już nic więcej się nie dowiedzieliśmy, bo moja szanowna druga połowa wlazła w kadr podczas kręcenia sceny zapytać się o toaletę i jak już się zorientowała co narobiła, gdy pan reżyser wrzasnął ''cut'' , to szybko musieliśmy spierniczać przed zlinczowaniem.
O 14-stej wybraliśmy się na rejs po Bosforze. Oczywiście cena na wejściu 20 € więc po zrobieniu wielkich oczu i pytaniu ''is it joke?'', oraz krótkich negocjacjach stanęło na 20-stu lirach, czyli dokładnie 3 razy mniej, bo w kantorach wymienialiśmy 1€/3TRY.
Pałac Dolmabahce widziany z wody
Meczet pod mostem? :shock:
Myślałem, że to w Gdańsku przejście tunelem jest zapchane na maksa. Myliłem się. :shock:
8 maja skoro świt ruszamy ze Stambułu do oddalonego o około 1000 km Giresunu (starożytnego Cerasus, skąd rzymski wódz Lukullus przywiózł do Europy pierwsze sadzonki czereśni). Niestety jeszcze przed wyjazdem okazało się, że urwało się cięgno wycieraczek i padającego deszczu nie ma co zgarniać. Szybkie rozebranie osłon i doraźna naprawa polegająca na wybiciu śrubokrętem i młotkiem dziury i połączeniu elementów zwykła śrubką pomogło ( przyznam się, że prawie dwa miesiące po powrocie nadal to działa, a skoro nie widać różnicy to po co przepłacać, jak mówiła pewna reklama proszku do prania :lol: :lol: :lol: )
Po dwudziestu kilometrach jazdy wywaliło wodę z chłodnicy. Po kilkukrotnym dolewaniu diagnoza padła na termostat. Odkręciłem obudowę i go wyrzuciłem, niestety przy okazji wysypała się też uszczelka. Skręciłem prowizorycznie i ruszyliśmy do najbliższego miasta, gdzie zajechałem pod sklep budowlany, pokazałem gościowi cieknącą obudowę termostatu i powiedziałem ''silikon''. Załapał od razu i za kilka lir miałem całą nowiutką tubę żaroodpornego silikonu. Po uszczelnieniu i odczekaniu aż silikon złapie ruszyliśmy dalej.
W planach mieliśmy zwiedzanie Amasyi a w niej grobowców pontyjskich, muzeum etno i domów osmańskich, ale z powodu dość obfitych opadów pojeździliśmy tylko z godzinkę po mieście, stając tylko w co poniektórych, ciekawych miejscach dosłownie na chwilę .
Po tych perypetiach zajechaliśmy do Giresunu już po zmierzchu. Obstalowaliśmy się w pokoju i poszliśmy coś zjeść, A miasto oferowało tego wiele. Wybraliśmy taką regionalną jadłodajnię z set menu za 10-15 lir i nie zawiedliśmy się. Usiedliśmy na pięterku z widokiem na deptak. A oto co nam zaserwowano:
9 maja, kierunek Mestia. Po drodze postanowiliśmy zahaczyć o Monastyr Sumela. Przepiękne miejsce. Tylko 2 godziny drogi z Giresunu i 40 min z Trabzonu w kierunku Macki. Dodam, że autem można wjechać na parking prawie pod sam monastyr (bezpłatnie) , co też uczyniliśmy. Pod monastyrem byliśmy kilka minut przed 9-tą, więc musieliśmy chwilę poczekać do otwarcia.
G R U Z J A
Po pobieżnej kontroli na przejściu granicznym Sarp jesteśmy w końcu w Gruzji i od razu widać różnicę. Po tureckich drogach gdzie Turcy cięli 120 km/h ( spróbuj jechać wolniej), nagle dziury, braki w asfalcie po kilkaset metrów, konie, krowy świnie i co tam jeszcze Pan Bóg (oprócz nagich kobiet) stworzył. A Gruzini za kierownicą to jeszcze większe ''hardkory'' niż owiani legendą Turcy. W końcu żona zobaczyła, że są tacy co jeżdżą jeszcze '''lepiej''' 8-) niż ja. Prędkość podróżna spadła trzykrotnie.
Od samej granicy do Batumi same prawie kantory, autohandle, stacje benzynowe i LPG. Wymienić walutę najlepiej już kilkanaście kilometrów za granicą, a przed samym Batumi. Cena LPG to 1,5 GEL, a benzyny 1,7-2 GEL, tak więc rozumiem dlaczego Gruzinom nie opłaca się jazda na gaz. Korzystając z okazji zalałem pełen bak benzyny. W końcu nieczęsto się zdarza wacha po 3zł.
Przejeżdżając przez Batumi stwierdziliśmy, że nie jest one warte oglądania, więc pojechaliśmy dalej.
Do Zugdidi drogi były jeszcze znośne. Potem zaczęła się jazda. Dobrze, że jechaliśmy po ciemku, bo dopiero jak wracaliśmy z Mestii w dzień, zobaczyliśmy te osuwiska, wąskie przejazdy, stromizny i lawiny kamieni i błota, które zeszły kilka dni wcześniej.
Jadąc do Mestii, gdy nawigacja pokazała 30 km do celu, zadzwonił właściciel pensjonatu, z zapytaniem czy przygotować kolację ( TAK, i czaczę też) i ile nam jeszcze zostało. Ja mu na to, że 30 km i za 20-30 min będę. On na to, że to jeszcze godzina. Pomyślałem sobie co, ja nie dam rady? :roll: Nie dałem. :o
Po wypasionej kolacji i kilku głębszych poszliśmy jeszcze na mały spacerek.
A rano taaaaaakie widoki.
Jeszcze widok z okna, śniadanko zapowiedziane na 9-tą. Świeżo upieczone buły z nadzieniem twarogowym, ziemniakami, cebulą i innymi cudami, jajka z pomarańczowym żółtkiem, świeżo ubite masło, jogurt i .... coś tam jeszcze.... po prostu odpłynąłem. Przypomniały mi się wakacje z dzieciństwa u babci na Lubelszczyźnie.
I jazda w ''miasto''
Część edukacyjna czyli Muzeum Ziemi Swaneckiej, otwarte od 10-tej. Cena kilka lari, warto było.
Ponad tysiącletnie zapiski w księgach...
Zwojach...
I na listewkach z drewna
Oraz broń, zbroje, monety i wiele innych.
Droga na Uszguli przez pierwsze 15 km w bardzo dobrym stanie. Dalej nie jechaliśmy, ponieważ nie mieliśmy tego w planach i mieliśmy jeszcze tego dnia dotrzeć do Kutaisi, a po drodze jeszcze kilka atrakcji